Strona główna   Ogłoszenia   Grupy   Sakramenty   Liturgia   O parafii   Multimedia  Linki  Cmentarz   Kontakt

ks. Alfred Wittke

Ks. Alfred Wittke 1939-2020

 Parafia Słupia

 

Urodził się 7 czerwca 1939 roku we wsi Mochy. Rodzice byli rolnikami, mieli jeszcze 3 córki i syna. W domu rodzinnym zawsze była bardzo naturalna i świadoma pobożność, do oddalonego o 6 km kościoła w Kaszczorze chodziło się pieszo, a prawie w każdą niedzielę po południu rodzice czytali Pismo Święte. Właśnie ta religijność domu rodzinnego przygotowała Alfreda do podjęcia decyzji o pójściu, po ukończeniu szkoły, do Niższego Seminarium Duchownego. Najpierw przez rok uczył się na Świętej Górze koło Gostynia, a potem w Wolsztynie. Tam miał okazję spotkać wspaniałych wychowawców, m.in. ks. prałata Władysława Okoniewskiego czy ks. Henryka Kamińskiego, na których wzorował się pracując już jako kapłan wśród dzieci i z młodzieży.

Po maturze, w 1958 roku, został przyjęty do Arcybiskupiego Seminarium Duchownego w Poznaniu, a w 1964 otrzymał święcenia kapłańskie z rąk ks. Arcybiskupa Antoniego Baraniaka. Pierwsze placówki wikariuszowskie to parafia w Pogrzybowie koło Ostrowa Wielkopolskiego, a potem leszczyńska fara, gdzie dodatkowo katechizował przy kościele rektoralnym pw. św. Jana Chrzciciela. Będąc w Lesznie rozpoczął też studia z zakresu prawa kanonicznego na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie, na które dojeżdżał później z Poznania, z parafii pw. Chrystusa Odkupiciela. Stamtąd, po 4 latach, został przeniesiony do parafii pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa i św. Floriana na poznańskich Jeżycach, gdzie przez 5 lat prowadził katechizację młodzieży oraz grupy oazowe.

W dniu 1 czerwca 1980 roku otrzymał pierwszą placówkę proboszczowską w Słupi koło Stęszewa.

 

Parafia Słupia

 7-8 czerwca 1981 roku - Wizytacja Arcypasterska ks. bpa Stanisława Napierały

 

Tutaj wykazał się wieloma działaniami gospodarczymi i duszpasterskimi. W czasie 8-letniego zarządzania parafią podjął z parafianami następujące dzieła:

- budowę kaplicy i punktu katechetycznego w Sapowicach, wiosce najbardziej oddalonej od kościoła parafialnego, 

 Parafia Słupia Parafia Słupia Parafia Słupia

Parafia Słupia Parafia Słupia Parafia Słupia

 


- remont wieży, dachu, instalacji elektrycznej w kościele filialnym w Jeziorkach,
- budowę kostnicy przy kościele parafialnym,

Parafia Słupia


- budowę Pomnika Poległych w Jeziorkach - ku pamięci walczących w obronie Ojczyzny, oraz zamęczonych w obozie w Żabikowie,

Parafia Słupia


- remont dachu, instalacji elektrycznej, sprawienie nowych ławek i witraży w kościele parafialnym w Słupi,
- remont podłogi Domu Katolickiego, organistówki, probostwa...  

Wielką troską obejmował katechizację dzieci, duszpasterstwo młodzieży, duszpasterstwo stanowe, korzystając przy tym z pomocy ks. seniora Emila, oraz odbywających w naszej parafii praktykę diakonów.

Parafia Słupia Parafia Słupia

W 1988 roku został mianowany proboszczem parafii pw. św. Wawrzyńca w Koźminie Wielkopolskim. Po trzech latach poprosił jednak o przeniesienie, gdyż pełnił wówczas także funkcję sędziego diecezjalnego i wykładowcy prawa kanonicznego w seminarium oblatów w Obrze, dokąd trudno było z Koźmina dojeżdżać. Wolał też pracę na mniejszych parafiach, w których mógł mieć bezpośredni kontakt z wszystkimi wiernymi, niosąc im pomoc i wsparcie.

W 1991 roku został mianowany proboszczem parafii pw. św. Marcina w Wilkowicach koło Leszna. Jako proboszcz wilkowicki przeprowadził w latach 1999-2000 remont kościoła parafialnego, oraz remont plebanii i pastorówki (pałacyku Stablewskich). Pobudował kapliczkę na cmentarzu grzebalnym i kostnicę przy kościele św. Marcina. Uhonorowaniem zasług ks. Alfreda było nadanie mu przez ks. Arcybiskupa tytułu Kanonika Gremialnego Kapituły Kolegiaty Leszczyńskiej. W 2014 roku obchodził Złoty Jubileusz Kapłaństwa.

Dekretem ks. Arcybiskupa z dniem 1 lipca 2014 roku został przeniesiony w stan spoczynku. Jako emeryt zamieszkał na terenie parafii w dawnej pastorówce i w miarę możliwości pomagał swoją pracą nowemu proboszczowi i kapłanom z dekanatu.

Pod koniec 2019 roku, wskutek pogorszenia stanu zdrowia, zamieszkał w Domu Księży Emerytów w Poznaniu. Zmarł 27 listopada 2020 roku.

Parafia Słupia Parafia Słupia

 


 

Z „Miesięcznika Kościelnego Archidiecezji Poznańskiej”, nr 12 (2021), s. 691-698.

 

 

 

Ksiądz Alfred Wittke (1939-2020)

 

Kapłan poważny, zrównoważony, bardzo obowiązkowy i chętny do pracy. Wieloletni proboszcz w Wilkowicach, sędzia diecezjalny.

 

Alfred Wittke urodził się 7 czerwca 1939 r. w Mochach, sakrament chrztu św. przyjął 18 czerwca 1939 r. w kościele parafialnym w Kaszczorze. Wyświęcony na kapłana 17 maja 1964 r. w katedrze poznańskiej przez abp. Antoniego Baraniaka, pełnił posługę wikariusza w Pogrzybowie (1964-1967), w kościele pw. św. Jana w Lesznie (1967-1970), w poznańskich parafiach pw. Chrystusa Odkupiciela (1970-1974) i pw. Najświętszego Serca Jezusa i św. Floriana (1975-1980). Na Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie odbył zaoczne studia z prawa kanonicznego, zakończone uzyskaniem w 1975 r. stopnia magistra. 

Był proboszczem w Słupi w dekanacie stęszewskim (1980-1988), w parafii pw. św. Wawrzyńca w Koźminie (1988-1991) oraz w Wilkowie Leszczyńskim – Wilkowicach (1991-2014). Przez wiele lat był sędzią w Metropolitalnym Sądzie Duchownym w Poznaniu, wykładał też prawo kanoniczne w Wyższym Seminarium Duchownym Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w Obrze. Mianowany kanonikiem honorowym Kapituły Kolegiackiej w Poznaniu (1997), a następnie kanonikiem gremialnym Kapituły Kolegiackiej w Lesznie (2005). Ostatnie miesiące życia spędził w Domu Księży Emerytów. 

Śp. ks. kanonik Alfred Wittke odszedł do wieczności 27 listopada 2020 r. Obrzędom pogrzebowym w Wilkowicach 3 grudnia 2020 r. przewodniczył bp Zdzisław Fortuniak. Życiorys Zmarłego przybliżył w homilii pogrzebowej ks. wiceoficjał dr Rafał Pajszczyk. Poniżej tekst kazania.

 

 

 

Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje,

 a moje Mnie znają,

 podobnie jak Mnie zna Ojciec,

 a Ja znam Ojca.

Życie moje oddaję za owce.

 

 

 

Ekscelencjo, Najprzewielebniejszy Księże Biskupie,

 Żałobą okryta Rodzino śp. Księdza Kanonika,

 Czcigodni Bracia w stopniu prezbitera, wedle należnych funkcji i godności,

 Wielebne Siostry zakonne,

 Klerycy,

 Parafianie wilkowiccy i Szanowni Goście,

 Autorytety władzy cywilnej,

 Bracia i Siostry złączeni węzłem naszej świętej wiary,

 Żałobni słuchacze!

  

Przybyliśmy wszyscy na pogrzeb..., szczególny pogrzeb, pogrzeb kapłana, kanonika, proboszcza, duchowego przewodnika i przyjaciela – księdza Alfreda Wittkego. Bogu Trójjedynemu, na Eucharystii, która jest dziękczynieniem, składamy dzięki za jego bogate, pełne Bożej i mądrej treści życie – to doczesne, ziemskie, bo przecież jego wieczne trwanie przed Bogiem dopiero teraz nabiera pełnego wyrazu.

 

Jego ciało składamy dziś w ziemi – ufni, że gdy przyjdzie dzień uwielbienia tego, co doczesne, zajaśnieje chwałą przed Obliczem Bożym. Boże przedwieczny, spójrz na pasterski trud śp. księdza Alfreda. Wszak przynosił on Tobie chwałę, jako Dobremu Pasterzowi, jako Panu życia i śmierci, doczesności i wieczności.

 

Każdy udział w pogrzebie przypomina nam o przemijaniu tego, co doczesne, o przemijaniu ziemskiego czasu. Staje przed nami Bóg jako Stwórca i Władca czasu, który sam jest ponad czasem i nie podlega jego prawom. Każdy z nas ma swój, wyznaczony przez Boga, najlepszy dla nas czas. Dla księdza Alfreda wyznaczył Bóg czas między 7 czerwca 1939 r. a 27 listopada 2020 r. – 81 lat. To był jego czas – najlepszy, bo określony przez Boga. Starał się go wypełniać, jak potrafił najlepiej. Podwalinę pod to położyli bogobojni rodzice: Ryszard i Maria z d. Herkt. Czas wzrastania Alfreda przebiegał wraz z rodzeństwem – trzema siostrami i bratem. Religijna atmosfera domu rodzinnego sprzyjała rozwojowi powołania kapłańskiego. W testamencie sporządzonym dokładnie dwa lata temu, 3 grudnia 2018 r. napisał: „Dziękuję Bogu, że otrzymałem tak dobrych rodziców; dla mnie byli przykładem we wszystkim, co się tyczy religii, jak i mojej przynależności narodowej. Ich wiara i przynależność do Kościoła była nie tylko oparta na tradycji i uczuciach, ale na rozumnych przesłankach i spostrzeżeniach w otaczającym świecie oraz głębokiej wiedzy religijnej. Dziękuję za kochane rodzeństwo i gotowe do pomocy (ja byłem najmłodszy). Nigdy nie było między nami kłótni, niezgody czy gniewu. Zawsze była jedność i zgoda”.

 

W kontekście tego świadectwa o rodzinie łatwiej jest zrozumieć zatroskanie księdza Alfreda o zdrowe rodziny w parafiach, gdzie duszpasterzował, jak również jego ból na widok rozpadających się czy skłóconych rodzin. Ta duszpasterska troska wyrastała z jego rodziny, która żyła w oparciu o prawo Boże zawarte w Dekalogu i Ewangelii. Z domu rodzinnego wyniósł silną świadomość przynależności narodowej, której się nie wstydził, ale też z którą się nie obnosił. W testamencie napisał: „Urodziłem się w rodzinie narodowości niemieckiej i miłość do narodu i ojczyzny otrzymałem od rodziców i chcę ją zachować na zawsze, bo rzeczywistość potwierdzona cierpieniem nabywa trwałości. Chcę ją zachować do końca, tym bardziej, że ta przynależność była połączona z cierpieniami”. Silną świadomość przynależności narodowej zauważył rektor Seminarium Duchownego w Poznaniu ks. Aleksy Wietrzykowski, który w opinii napisał: „Ze swoim pochodzeniem niemieckim nie krył się, ale również nigdy nie podkreślał żadnych różnic ani też zastrzeżeń na tle narodowym”.

 

Losy księdza Alfreda i jego rodziny pokazują, jak wielką krzywdę i spustoszenie w sercach ludzkich niesie wojna, bez względu na przynależność narodową. Rozumiał to dobrze młody, wchodzący dopiero w życie Alfred i pokazał swoim przykładem, że można żyć w przyjaźni bez względu na to, z jakiego narodu ktoś się wywodzi. W jego rodzinnej wiosce, Mochach, zaprzyjaźniło się trzech chłopców, chociaż byli odmiennego pochodzenia. Jeden pochodził z rdzennie polskiej rodziny, jego ojciec prowadzący dość duże gospodarstwo był polskim patriotą i w czasach stalinowskich stracił życie za to, że nie oddawał wyznaczonych przez władze kontyngentów. Drugi chłopak to repatriant ze Wschodu, wygnany z rodziną z ziemi swych przodków, a trzeci miał niemieckie pochodzenie. Rodzina od niepamiętnych czasów mieszkała w tej wiosce i nie było powodów, by po wojnie opuszczać ojcowiznę. Dla dorastających chłopców różnice między ich rodzinami nie miały znaczenia. Przyjaźń się potęgowała, dobre ideały przyświecały i sprzyjały rozwojowi powołania kapłańskiego. Wszyscy trzej zostali kapłanami i pozostali wierni swej przyjaźni do końca. Jeden z nich to o. Tadeusz Hajduk, oblat, drugi to ks. prof. Romuald Niparko, a trzeci – to ks. Alfred Wittke. Przykład ich przyjaźni pokazuje, że wszelkie różnice i podziały międzyludzkie są możliwe do przezwyciężenia, jeśli celem jest Pan Bóg i Jego sprawy.

 

Młody Alfred postanowił, wraz ze swoim kolegą, wspomnianym Romualdem Niparko, wstąpić do Niższego Seminarium Duchownego w Wolsztynie. Była to szkoła średnia kształtująca młodzieńców gotowych poświęcić się służbie Bożej. Dyrektor tej szkoły, ks. Teodor Lerch napisał w opinii o Alfredzie Wittke: „Wyróżniał się pobożnością. Bardzo często przystępował do sakramentów św. Cechy charakteru: poważny, zrównoważony, bardzo obowiązkowy, chętny do pracy społecznej, posłuszny. Był pod każdym względem wzorowy”.A proboszcz jego rodzinnej parafii, ks. Mieczysław Ratajski wydał takie trafne świadectwo: „Sądzę, że należy do tych, którzy wiedzą czego chcą i do czego w życiu dążą”.

 

Zapatrzony w Chrystusa, Dobrego Pasterza, postanowił młody Alfred naśladować Go do końca i we wszystkim. Młodzieńczy idealizm ziścił się w dniu święceń kapłańskich. Tajemniczy głos nie dawał mu spokoju. Tak, to był głos samego Boga: „Pójdź za Mną!” Usłyszał więc Chrystusowe Pójdź za Mną!, które teraz, z niewyraźnego, w dzieciństwie i młodości zasłyszanego szeptu, przerodziło się w wyraźny i zdecydowany głos powołania kapłańskiego. Trzeba było mieć niemałą odwagę i silną wiarę, by w czasie tak okrutnego, stalinowskiego barbarzyńskiego prześladowania narodu i Kościoła odpowiedzieć pozytywnie na głos powołania. Młody Alfred podjął właśnie w takich okolicznościach nieodwołalną decyzję pójścia za Chrystusem – decyzję, której z Bożą pomocą pozostał wierny do końca życia. Z tamtej, młodzieńczej i heroicznej zarazem decyzji my, wszyscy tu obecni korzystaliśmy, czerpiąc łaski spływające przez jego kapłaństwo.

 

17 maja 1964 r. wraz z kolegami z rocznika przyjął ksiądz Alfred święcenia kapłańskie z rąk pasterza męczennika, arcybiskupa Antoniego Baraniaka. Już nic większego ponad dar kapłaństwa w życiu nie otrzyma. My, kapłani zdajemy sobie z tego w pełni sprawę. Niczego znaczniejszego ponad kapłaństwo się nie spodziewamy. Dlatego dziś po raz kolejny, my, wszyscy zgromadzeni tu kapłani, razem ze śp. księdzem Alfredem wołamy słowami psalmisty: „Czym się Panu odpłacę za wszystko, co mi wyświadczył? Podniosę kielich zbawienia i Imienia Pańskiego wzywać będę”.

 

Najmilsi! Na kolejnych placówkach wikariuszowskich, a potem proboszczowskich w Słupi koło Stęszewa, w Koźminie i tutaj – w Wilkowicach pielęgnował ks. Alfred dar kapłaństwa wedle otrzymanych talentów, wypełniając swój czas Bożą treścią. Dzisiaj, stojąc przy jego trumnie, dziękujemy Bogu za jego życie i kapłaństwo. Dziękujemy za to, że każdego dnia brał w swoje dłonie białą hostię i wypowiadał słowa, które tylko kapłańskie usta wypowiedzieć mogą skutecznie: „Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje…”, a trzymając kielich z winem, z wiarą mówił: „Bierzcie i pijcie, to jest kielich Krwi mojej…”. Do końca był wierny swojemu kapłańskiemu powołaniu. Wiedział bowiem, że „nikt sam sobie nie bierze tej godności, lecz tylko ten, kto jest powołany przez Boga jak Aaron”.

 

Bóg w czasie jego kapłańskiej posługi posyłał go do różnych ludzi, do tych z otwartymi rękami i gorącym sercem, ale i do tych, którzy z drwiącym uśmiechem mówili, jak niegdyś Ateńczycy św. Pawłowi: „Posłuchamy cię innym razem”. Bóg posyłał go do ludzi prostych i wykształconych, żyjących skromnie i w luksusie, miłych i niesympatycznych, do tych żyjących w rodzinie i do samotnych, do dużych wspólnot i małych grup, do kobiet, mężczyzn i dzieci, młodych i sędziwych. Tak jak Chrystus służył ksiądz Alfred wszystkim bez wyjątku, gdyż znał doskonale słowa Boskiego Mistrza: „Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili”.

 

Szczególnym darem obdarzył Pan Bóg księdza Alfreda w odniesieniu do pracy z młodzieżą, a zwłaszcza z ministrantami. Jak Dobry Pasterz znał ich życie, rodziny, młodzieńcze zamiary. W niektórych z nich rozbudził pragnienie służby Bożej. Przykładem może być mówiący te słowa. Składam dziś Bogu dzięki na tej żałobnej Eucharystii za to, że posługując się księdzem Alfredem, powołał mnie do kapłaństwa.

 

Szczególnym polem działania księdza Alfreda była praca w charakterze sędziego w Metropolitalnym Sądzie Duchownym w Poznaniu. Funkcję tę solidnie pełnił przez blisko czterdzieści lat. Mogę osobiście zaświadczyć o jego odpowiedzialnym, kompetentnym i sumiennym podejściu do powierzonych mu obowiązków, jako że współpracowaliśmy przez ponad dwadzieścia lat. Żartobliwie nieraz mówił, że jego dawny uczeń i wychowanek jest teraz jego przełożonym. Pisząc sądowe vota czy też formułując zawiłe nieraz wyroki, potrafił wczytać się w położenie ludzi, którym pogmatwało się życie, a istniały prawne warunki, by to życie mogli sobie uporządkować i wprowadzić spokój sumienia. Łączenie posługi proboszcza z zadaniami wynikającymi z jego prawniczego wykształcenia z całą pewnością nie było łatwe. Należy mu się za to ze strony naszego Metropolitalnego Trybunału najwyższe uznanie i wdzięczność.

 

Na pewno na kapłańskiej drodze księdza Alfreda wiele razy pojawił się krzyż, który w sposób niezatarty wpisany jest w każde pokolenie kapłanów. Wszakże to do nas, kapłanów szczególnie odnoszą się słowa Chrystusa: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje”. Ileż to razy musiał znosić niezrozumienie, pomówienie, odrzucenie czy brak efektów pasterskiego wysiłku! Ileż razy musiał zmierzyć się z przekonaniem, że trud włożony w duszpasterstwo jest niewspółmierny z owocami. Krótko przed przejściem na emeryturę zwierzył mi się: „Wiesz, schodzę ze sceny w poczuciu klęski, jako pokonany”.Tyle wysiłku i trudu i zarazem tyle niezrozumienia, odwrócenia się od Boga i Kościoła, tyle wrogości. Pocieszałem go, że niektóre dobro zaowocuje w dalekiej przyszłości i nie na naszych oczach. Chciałem zrobić wszystko, by to dramatyczne przekonanie księdza Alfreda zmienić. I myślę, że chociaż mi się to nie udało, to udało się to Wam, wilkowiccy parafianie. Kiedy krótko po zamieszkaniu księdza kanonika w Domu Księży Emerytów zaprosiliście go tutaj, do ukochanej przez niego wspólnoty, by mu podziękować, gdyż odejście było tak szybkie, iż nie zdążyliście tego uczynić, po powrocie powiedział mi: „Wiesz, dla takiego pożegnania warto było się trudzić przez cały ten czas mego duszpasterzowania”. Chwała Wam za to i dzięki, Drodzy Parafianie, gdyż nie pozwoliliście odejść Waszemu pasterzowi w poczuciu klęski i przegranej.

 

Przyszedł wreszcie czas na niesienie krzyża choroby i starości. Ksiądz Alfred, który był człowiekiem energicznym, z niemałym trudem niósł ten krzyż. Nasilające się dolegliwości, które utrudniały księdzu Alfredowi skuteczne duszpasterzowanie, a nawet stanowiły zagrożenie dla jego bezpieczeństwa i życia, skłoniły go przed niespełna rokiem do podjęcia decyzji o odejściu z umiłowanych Wilkowic. Zamieszkał w Domu Księży Emerytów, gdzie cieszył się zmierzchem swego życia. Niczego się w kapłaństwie nie dorobił. Wystarczył mu jeden pokoik.

 

Takie było kapłaństwo księdza Alfreda. A co on sam o nim nam mówi? „Dziękuję Bogu za dar kapłaństwa, że mogłem stać się narzędziem i pomocą w zbawieniu innych. Oby i mnie Bóg przyjął do swojej wieczności. Dlaczego właśnie mnie wybrał i pokierował życiem – nie wiem, ale na wszystkich placówkach duszpasterskich, jak również w pracy sędziowskiej i jako wykładowca prawa kanonicznego, nie szczędziłem sił, by swoje obowiązki wykonać jak najlepiej, choć jestem świadom, że w niejednym przypadku mogło być lepiej. Nigdy nie szukałem swojej chwały, ale Bożej chwały i dobra powierzonych dusz. […] Dziękuję wszystkim, których spotkałem na drodze mojego życia: kapłanom, nauczycielom, wychowawcom, kolegom i koleżankom, krewnym, dobroczyńcom w Polsce i w Niemczech oraz w Stanach Zjednoczonych, wszystkim Parafianom, wśród których pracowałem. Spotkałem tylko dobrych ludzi – za ich dobro otrzymane serdecznie dziękuję. Nie mam do nikogo żalu ani pretensji. Miłosiernemu Bogu polecam moją duszę, aby mi wybaczył wszelkie moje grzechy z okresu przedkapłańskiego, jak i kapłańskiego. Przepraszam wszystkich, których skrzywdziłem w jakikolwiek sposób, choć zapewniam, że nigdy nie miałem takiego zamiaru, abym kogoś – czy to moralnie, czy materialnie – chciał skrzywdzić, ale może ktoś tak odebrał – przepraszam! […]. Proszę, aby 1/3 funduszy była przeznaczona na dzieci afrykańskie na misjach! Proszę o modlitwę, czekam na Miłosierdzie Boże i na Zmartwychwstanie. […] Nie zapomnieć o biednych”.

 

Taka jest wola, ostatnie słowa księdza Alfreda skierowane do każdego z nas. Z całą pewnością parafianie odbierali księdza proboszcza jako kapłana, któremu zależy na sprawie Bożej. Ona była najważniejsza i można powiedzieć, że na pewno była pasją jego życia. Wszystko inne było na dalszym planie. Duszpasterstwo dzieci i młodzieży, konferencje katechetyczne dla rodziców, odbudowanie kościoła pw. św. Teresy Benedykty od Krzyża – Edyty Stein, to tylko niektóre dziedziny jego „proboszczowania”. A ile było modlitwy i troski o swoich parafian. Kochani Parafianie wilkowiccy, on Was naprawdę kochał! Chociaż czasem mógł być źle rozumiany, gdyż z natury swojej był mało wylewny i nie potrzebował fajerwerków duszpasterskich i hałasu wokół tego, co robił. Wszystkie jego poczynania wynikały z miłości i zatroskania o Wasze zbawienie.

 

Drogi Księże Kanoniku! Brzemienny kłos Twojego długiego, pasterskiego życia został zżęty i zaniesiony przed tron Boży. Przeznaczony dla Ciebie czas dobiegł końca. Bóg „zwinął Twój namiot pasterski”. Odtąd dzwony wilkowickich świątyń wydają smętny, żałobny ton, który odbija się w murach i poprzez pola i lasy wraca do nas z przedziwną nadzieją. Słyszysz to? Spójrz jeszcze raz na Twoją parafię! Stań w progu tej ukochanej przez Ciebie świątyni po raz ostatni! Spójrz, na drugim brzegu stoją ci, których odprowadzałeś na miejsce wiecznego spoczynku. Czekają tam na Ciebie. Dziś Chrystus mówi do Ciebie tak, jak kiedyś do Świętej Siostry Faustyny: „Wiedz o tym, że wszystkie piękności niczym są w porównaniu z tym, co Ci przygotowałem w wieczności”.

 

Księże Alfredzie! Zaczekaj tam na nas, na drugim brzegu, zaczekaj z tymi wszystkimi, których kochałeś i którym posługiwałeś! Spójrz, odchodzący od nas pasterzu i siewco! Stoją tu dziś wokół Ciebie biskup i kapłani. Stoją Twoi bliscy, spośród których wyszedłeś. Stoją Twoi ukochani parafianie, którym służyłeś i których do Boga prowadziłeś.

 

Wszyscy z czułą i wdzięczną miłością składamy Twoje, doświadczone cierpieniem ciało do ziemi. Składamy je jak ziarno pszeniczne razem z Twoim doczesnym życiem, wierząc, że zaowocuje, że wyda stokrotne plony.

 

A kapłańską, piękną Twą duszę, jak wieniec żniwny składamy na ołtarzu Boga, którego wybrałeś, za którym poszedłeś, którego kochałeś i któremu służyłeś. Niech będzie dla Ciebie miłosierny! Amen.

 

ks. Rafał Pajszczyk

 

 

Źródło: „Miesięcznik Kościelny Archidiecezji Poznańskiej”, nr 12 (2021), s. 691-698.

 

 


Wydrukuj tekst...

                          


Osób online: 2

stat4u